środa, 22 listopada 2017

Stanisław Lem - Powrót z gwiazd


Lema chyba nikomu przedstawiać nie trzeba - dość powiedzieć, że jego książki zostały wydane w łącznym nakładzie ponad trzydziestu milionów egzemplarzy, przetłumaczone na ponad czterdzieści języków i do dziś uchodzą za niepodważalną klasykę science fiction. Najczęściej słyszy się jednak o tych jego dziełach, które zachwycały raczej futurystów niż przeciętnego czytelnika. Zwraca się uwagę przede wszystkim na ogromną wiedzę i inteligencję autora, owocującą nietuzinkowymi, oryginalnymi wizjami przyszłości i pozaziemskich cywilizacji. Bodaj najczęściej przywoływane tytuły to "Solaris", "Niezwyciężony" i nieco lżejsze "Dzienniki Gwiazdowe". Oczywiście proza Lema jest równie kreatywna, co głęboka w swojej zawartości, ale ten drugi aspekt zdaje się być umniejszany przez część (jeśli nie większość) czytelników. Podobnie bywa z bohaterami, bo zdaje się, że i sam autor traktował ich przede wszystkim jako narzędzia niezbędne do rozwoju historii. Książka, którą tu przedstawiam (czy może raczej: przypominam) jest zbudowana na nieco innych składowych: pierwsze skrzypce grają tu emocje i rozterki głównego bohatera, a problemy opisanego świata raczej korespondują z nimi na równorzędnych prawach zamiast narzucać motyw czy dynamikę.

Pierwszym i najważniejszym problemem, który porusza "Powrót z gwiazd" jest konflikt między dwoma spojrzeniami na świat. Kosmonauta Hal powraca z długiej kosmicznej wyprawy: dla niego minęło dziesięć lat, dla ziemian, wskutek efektu relatywistycznego, ponad sto. Przez ten czas zmieniło się wszystko, co tylko zmienić się mogło, i świat, który Hal pamięta, przestał już istnieć, natomiast dla tego nowego jest on w najlepszym przypadku elementem niepożądanym. Fabuła stopniowo zatacza coraz szersze kręgi, wzbogacając naszą wiedzę o tym wspaniałym nowym świecie wraz z postępami protagonisty w jego doświadczaniu: od pozornych błahostek, jak ubiór, mowa i architektura, przez obyczajowość i organizację społeczną, aż po sam kręgosłup moralny ludzkości. Oto bowiem postanowiono wyzbyć się wojen i dramatów, odbierając wszystkim możliwość zarówno zadawania, jak i doświadczania przemocy. Ziemia, na którą wraca Hal, jest miejscem łagodnym, pełnym spokoju i bezpieczeństwa, a przy tym kompletnie wyzutym z ryzyka. Jako relikt minionej epoki, wychowany i zahartowany w zupełnie innych czasach, Hal chcąc nie chcąc musi skonfrontować z tym zupełnie obcym dla niego światem nie tylko swoje poglądy, przyzwyczajenia oraz moralność, ale też całego siebie, swoje emocje, odczucia i wspomnienia. Cały jego żywot zostaje zakwestionowany.

Jako że książka od początku do końca prowadzona jest narracją pierwszoosobową, wiele osądów zostaje czytelnikowi przedstawionych wprost, nigdy jednak nie są one wciskane na siłę ani zaprezentowane jako jedyny słuszny pogląd na sprawę. Zderzenie światów rodzi ogrom ważkich pytań, trudnych sytuacji, ale nie jest to dystopia, brak tu jednoznacznego potępienia dla tej czy innej postawy.

"Powrót z gwiazd" poczęty został z górą pół wieku temu, lecz nie odczuwa się tego prawie wcale: archaizmy w budowie świata (ot, chociażby brak internetu czy komórek) nie ujmują mu wiele z autentyczności, a i językowo jest to wciąż najwyższa półka i czyta się lepiej niż niejeden współczesny bestseller. Styl wspaniale balansuje wartką akcję i działające na wyobraźnię opisy, choć miejscami, głównie przez nagromadzenie technologicznych dziwactw, traci nieco na klarowności - ale to tylko malutka łyżeczka dziegciu w wielkiej cysternie najprzedniejszego miodu.

Jeśli jeszcze nie znasz - przeczytaj. Nieważne, jak się zapatrujesz na science fiction, nieważne, jakie książki czytałeś do tej pory. Lem porusza tematy uniwersalne, operując słowem z taką maestrią, że nie da się o "Powrocie z gwiazd" zapomnieć. To prawdziwa skarbnica niebanalnych doznań, które zostają z czytelnikiem na długie lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz